Wszystkie wpisy, których autorem jest przemyslaw.budziak

SZCZECIŃSKIE KROKUSY

Ostatnio więcej czasu poświęciłem na budowanie profilu na Instagramie i Facebooku, czego efektem jest 555 followersów na pierwszym i ponad tysiąc fanów na drugim. Niestety odbyło się to kosztem mojej strony, więc pora nadrobić zaległości :-)

Skoro przyszła do nas wiosna, zacznę od niej. Na początek nasze krokusy. Szczecińskie krokusy stały się sławne na całą Polskę, więc nie może ich tu zabraknąć. Zapraszam do galerii, w której zebrałem zdjęcia obecne i z lat ubiegłych. Bo choć krokusy wyglądają tak samo, to niestety tak samo rokrocznie zachowują się ludzie, którzy muszą mieć selfika w krokusach i kosztem jednego zdjęcia depczą kilka-kilkanaście kwiatów :-/ Nie wiem, czy można liczyć na edukacyjny walor tego wpisu (powoli tracę wiarę w takich ludzi), ale malutką nadzieję mam. A więc – szanujcie nasze krokusy!

Niejako standardowym gwoździem programu – czyli głównym miejscem występowania krokusów były przez lata Jasne Błonia. Ostatnio pojawiły się również na skarpie pod Wałami Chrobrego, ale największą atrakcją – i strzałem w dziesiątkę – był krokusowy dywan witający gości przy Trasie Zamkowej. Wielki trawnik na placu po dawnym Teatrze Miejskim (Stadttheater) – naprzeciw Anioła Wolności i Filharmonii usłany był tysiącami krokusów. To naprawdę sprawiało piorunujące wrażenie.  I wiecie co? Tak nieśmiało sobie myślę, że razem z ekipą Szczecin Aloud byliśmy pomysłodawcami. Kilka lat temu intensywnie pracowaliśmy nad realizację tego projektu, ale wtedy było to niemożliwe. Jednak po jakimś czasie ktoś z Urzędu Miasta odgrzał ten pomysł i – voila – udało się!

#magiczny.szczecin #magiczny.szn

O JEDEN MOST ZA DALEKO

Wczorajsza sobota miała być ostatnim naszym dniem. Na szczęście kolejny raz samozwańczy jasnowidz się pomylił i losy świata pozostały niezmienione. Podobnie jak los naszych spadochroniarzy walczących o most na Renie. Mimo usilnych starań, operacja Market Garden znowu się nie powiodła i musieliśmy uznać wyższość Niemców. Most został niezdobyty i najkrótsza droga powrotna do domu została odcięta…

OK, OK, koniec. Zaraz ktoś się oburzy o to, co ja tu wypisuję. Końca świata nie było – to akurat prawda. Mostu na Renie na szczęście nikt już nie musiał zdobywać. Za to 73 lata po tych tragicznych wydarzeniach, w Gryfinie miała miejsce ich rekonstrukcja, czyli widowisko historyczne „Powrót do Arnhem”. Zostało ono świetnie przygotowane i zrealizowane przez Gminę Gryfino, Studio Historyczne „Huzar” z Koszalina i Stowarzyszenie Hereditas Pomeraniae – Dziedzictwo Pomorza. Na prawie cały dzień Gryfino stało się holenderskim Arnhem leżącym nad Dolnym Renem, którego rolę przyjęła nasza Odra. Tytułowym mostem, tym o jeden za daleko, był więc most na Odrze. Widowisko historyczne odbyło się z udziałem ponad 200 rekonstruktorów, którzy wystąpili w mundurach z okresu II wojny światowej: amerykańskich, polskich, brytyjskich oraz niemieckich. Nie mniej ważne były rekwizyty i pojazdy z epoki. Zobaczyć można było między innymi: niemiecki czołg średni Pz.Kpfw. V Pantera, niemiecki samochód pancerny Sd.Kfz. 222, brytyjski samochód pancerny Daimler Dingo Mk. III., amerykański samochód terenowy Willys-Jeep, niemiecki motocykl terenowy BMW R75, niemiecki motocykl terenowy BMW R71, niemiecki samochód terenowy VW Typ 82 Kűbelwagen. Wszystkiego dopełniła świetna scenografia i narracja, a wisienką na torcie była pogoda, która sprawiła, że można było się poczuć jak w środku pola walki. Nie żartuję – sam dwa razy dostałem „odłamkiem” po eksplozjach samochodu. Zresztą oceńcie sami i szukajcie informacji o kolejnych rekonstrukcjach, bo warto zobaczyć takie widowisko z bliska :)

HOTEL VULCAN

Początek jesieni to bardzo fotogeniczny czas. Gdy tylko jest dobra pogoda, poranki witają nas mgłą, a zachód słońca przypada na wieczorny szczyt komunikacyjny i można pobawić się w malowanie światłem. Oto efekt jednej z takich zabaw – ul. Druckiego-Lubeckiego z suwnicą Stoczni Szczecińskiej nad pochylnią Wulkan i hotelem Vulcan w tle.

DSC06233_1200PB

BAJA POLAND 2017 SZCZECIN – DRAWSKO – DOBRA

POZDROWIENIA Z CZERWONEJ PLANETY

Nie trzeba lecieć na Marsa z Mattem Damonem, żeby poczuć się jak kosmonauta. Wszystko dzięki projektowi Freedomes, których kopuły wykorzystała w Szczecinie Kids Arena . Oczywiście nie obeszło się bez pomocy sił natury, która zafundowała nam taki spektakl na niebie:

DSC04591_1200PB

DSC04588_1200PB

DSC04587_1200PB

A gdyby ktoś miał wątpliwości, to naprawdę było w Szczecinie ;)

DSC04598_1200PB

14 RAJD GDAŃSK BALTIC CUP 2017

Trasa 14. Rajdu Gdańsk Baltic Cup (kiedyś Lotos Baltic Cup) tradycyjnie została wytyczona po kaszubskich szutrach między Kartuzami a Gdańskiem. Po kilkuletniej przerwie miło było powrócić w te okolice i powspominać stare dzieje. W tym roku wygrali wprawdzie Filip Nivette z Kamilem Hellerem, ale dzielnie radzili sobie „starzy wyjadacze” – pojawił się bowiem niespodziewanie Bryan Bouffier, który dawno, dawnio temu zaczynał tu swoją „polską przygodę”. Był także Zbigniew Gabryś z Arturem Natkańcem (Ford Fiesta R5), którzy wygrali 3. Rajd  Lotos Baltic Cup w 2007 roku! Byłem, widziałem… Ale ten czas leci… ;)

Oto moja fotorelacja z jedynej szutrowej rundy RSMP 2017:

KAPLICZKA NA KOŃCU ŚWIATA

Jadąc drogą z Chojny do Cedyni, za Orzechowem wprawny obserwator zauważy samotne drzewo pośrodku wzgórza. Szczególnie malowniczo prezentuje się wiosną, wśród żółtych kwiatów rzepaku. Ten sielski wstęp nie pasuje jednak do mrocznej historii tego miejsca…
Legenda głosi, że drzewo na wzgórzu jest jedyną pozostałością po osadzie Waldensów, którzy przed wiekami uprawiali okoliczne pola. Waldensi to grupa chrześcijan, tak zwani „ubodzy z Lyonu”, którzy sprzeciwiali się władzy i bogactwu Kościoła. Potępieni przez papiestwo, ekskomunikowani i prześladowani przez inkwizycję. Żyli w hermetycznej wspólnocie, nie pozostawiając po sobie żadnych namacalnych dowodów. Poza wzgórzem i drzewem…
Ale skąd kapliczka?
Współczesna historia tego miejsca zaczyna się w 1999 roku. Wtedy została uprowadzona sześcioletnia dziewczynka – wnuczka okolicznego przedsiębiorcy, który prowadził uprawy na okolicznych polach. Porywaczami okazali się jego pracownicy, którzy chcieli się szybko wzbogacić o ćwierć miliona niemieckich marek. Pomimo chęci zapłaty okupu i zapewnienia im (przez policję) bezkarności, porywacze trafili za kraty – każdy z innego powodu. Okazali się być profesjonalistami niczym chłopaki z „Gangu Olsena”. Dziewczynka wróciła do domu cała i zdrowa, a dziadek w podziękowaniu dla Matki Boskiej Lubiechowskiej za odnalezienie dziecka i okazane łaski wybudował kapliczkę. Tak właśnie dwie smutne historie łączą się w tym miejscu…

Warto się jednak tam wybrać o zachodzie słońca, żeby móc podziwiać takie widoki:

Mapa Google

RAJD MAGNOLII 2017

Zapraszam do obejrzenia relacji – tym razem nie tylko fotograficznej. Razem z Destiny of Colors stworzyliśmy również wideo z tej imprezy :)

A oto nasza wideorelacja: